GAZETA „METRO” / Paulina Pietrzak

RECEPTA NA SUKCES

Gdziekolwiek się pojawią – latem na ulicach miast Polski, zimą w salach teatralnych, zawsze porywają ze sobą widownię. Młodzi artyści z teatru Pijana Sypialnia chcą, żebyśmy przestali wstydzić się śpiewać i tańczyć. Czy im się uda?

Trzy lata temu pięcioro młodych ludzi, biorących udział w warsztatach teatralnych Staszka Dembskiego, postanowiło całkowicie odmienić swoje życie. Zostawili swoje dotychczasowe zajęcia – rzucili studia, pracę, inne projekty – i założyli teatr Pijana Sypialnia. Dzisiaj gra w nim ponad 20 osób, jeżdżą z własną orkiestrą, występują na największych festiwalach sztuki ulicznej, a na ich spektakle przychodzą tysiące osób.

Historia od zera do milionera?

Na swojej stronie internetowej piszą: Być blisko ludzi – to motto Teatru Pijana Sypialnia. Nie mamy nic, możemy tracić. I właśnie tacy są. Postawili na jedną kartę i wygrali, także dzięki bezpretensjonalności i młodzieńczości. Po spektaklach każdy może do nich podejść, przybić piątkę, porozmawiać o swoich odczuciach czy nawet wspólnie wypić piwo. – Ludzie boją się teatru. To wszystko wydaje im się takie nadmuchane i pompatyczne. Zastanawiają się, czy w teatrze można zareagować tak, jak się czuje, bo może nie wypada? U nas publiczność może robić, co chce – śmiać się w głos, krzyczeć, czy robić zdjęcia i nagrywać filmiki, jeżeli to, co robimy, im się podoba – mówi dyrektor teatru Sławomir Narloch. I ludzie to doceniają.

Publiczność zaangażowana

Coraz więcej osób przychodzi na ich warsztaty – wspólnie śpiewają i tańczą. Jak to jest, że w nieśpiewającym społeczeństwie ludzie dobrowolnie się przyłączają? – Polacy chcą śpiewać, po prostu to lubią. Jednak bardzo często już od dzieciństwa wmawia się nam, że nie potrafimy i tylko wybitne jednostki mają talent. A śpiewać potrafi każdy – lepiej lub gorzej. Na nasze zajęcia przychodzą osoby, które nigdy wcześniej nie miały nic wspólnego z muzyką. Dostają nuty, wykonujemy kilka ćwiczeń na rozśpiewanie i potem możemy śpiewać godzinami – mówi Daniel Zieliński, kierownik muzyczny teatru.
Tańczą niedzisiejszo – mazurki i oberki, śpiewają na ludowo – o plonach i miłości. Ich przedstawienia: „Wodewil Warszawski” czy „Łojdyrydy” są wesołe i dynamiczne. Odkrywają przed publicznością warszawskie historie i klimat miasta sprzed lat. – O dziwo, nikt z nas, aktorów, nie jest z Warszawy. Jednak to właśnie to miasto nas połączyło i dało szansę na spełnianie marzeń. Chcemy mu się odwdzięczyć. Poza tym poznawanie jego przeszłości, która zaskakująco splata się z teraźniejszością, sprawia nam niesamowitą przyjemność – dodaje Narloch. Na przykład „Wodewil Warszawski” opowiada o dwóch pannach ze wsi, które przyjeżdżają do Warszawy na poszukiwania bogatego męża. Nie brzmi znajomo?

Śpiewajcie, dzieciaki drogie

Na jesień artyści przygotowują musical w polskich rytmach. Będzie to spektakl muzyczno-taneczny opowiadający o życiu uczniów warszawskiej szkoły średniej i pokazujący, że często właśnie w tym okresie gubimy spontaniczność i przestajemy śpiewać. A w wakacje przed Teatrem Pijana Sypialnia niemałe wyzwanie – będą reprezentować Warszawę w innych miastach Polski. Wystąpią w Toruniu, Krakowie, Płocku, Poznaniu i Olsztynie. Wezmą udział w Festiwalu Teatrów Ulicznych i Festiwalu Rynek Sztuki. A w stolicy będzie ich można spotkać w Plażowej podczas spotkań „Fale dźwiękowe – przyjdź i śpiewaj nad Wisłą” oraz w ramach cyklu „Teatr nad Wisłą” w Pomost 511 (na wszystkie letnie przedstawienia wstęp wolny).

Źródło: www.metrocafe.pl