MIESIĘCZNIK „TEATR” / Magdalena Hasiuk

BYĆ BLISKO LUDZI

Teatr Pijana Sypialnia gra w klubach, kawiarniach, barach mlecznych, w parkach, na ulicach, na podwórkach najbiedniejszych kamienic. Chce wprowadzić sztukę teatru tam, gdzie się jej dziś nie spodziewamy. „Być blisko ludzi”. Siły działania motta Teatru Pijana Sypialnia doświadczyłam na własnej skórze.

Blisko cztery lata temu, pewnego popołudnia wracając do domu, przed drzwiami budynku, w którym mieszkam, całkowicie niespodziewanie natknęłam się, a raczej niemal weszłam w spektakl Osmędeusze. Na chodniku wśród widzów, w większości przypadkowo zebranych, piątka aktorów i akordeonista przy pomocy prostych środków teatralnych (wieszaka, kostiumów, wyrazistych makijaży oraz sztucznych kwiatów) stworzyła tajemniczą i porywającą opowieść, rozgrywającą się na granicy światów, w środowisku powązkowskich nędzarzy. W rygorystycznie zakomponowanej i zrytmizowanej (pod względem muzycznym, plastycznym i wykonawczym) strukturze mieszały się tony serio i buffo. W cieniu kiczowatych straganów i nagrobków cmentarnych dopełniała się historia miłości i śmierci, w której nieuchronna ostateczność ludzkiego losu współistniała z relatywizmem jego postrzegania. Pulsujący ożywczym wierszem Białoszewskiego Osmędeusze nie tylko wnosili poezję na współczesną ulicę warszawską, ale i dokonywali swoistego tąpnięcia w świecie zorganizowanym dziś przede wszystkim z myślą o konsumpcji. Przedstawienie teatralne na kilkadziesiąt minut zajęło własną przestrzeń, obok pubu i supermarketu. Aktorzy nie oczekiwali zmiany rzeczywistości, ale do istniejącej sytuacji wprowadzali rezonans artystyczny. Rzetelność teatralnej roboty kontrastowała ze zwyczajnością sytuacji. Nigdy wcześniej ani później żaden teatr nie znalazł się (całkowicie przypadkowo) tak blisko mojego miejsca i życia. Krokiem dalej byłby już tylko teatr domowy – spektakl lub performans zagrany w mieszkaniu.

Wszystkie spektakle zespołu: Osmędeusze, Wyjowisko, Wodewil warszawski, Łojdyrydy, powstały z podobną myślą – by wyjść z teatrem do miejsc, w których już są ludzie, niekoniecznie teatralnie wyrobieni; by spotkać się z widzami, którzy z różnych względów w teatrze nie bywają. Ale także by wprowadzić sztukę teatru tam, gdzie się jej dziś nie spodziewamy. Dlatego też Pijana Sypialnia gra w klubach, kawiarniach, barach mlecznych, w parkach, na ulicach, na podwórkach również najbiedniejszych kamienic, nad Wisłą, nie tylko zresztą w Warszawie. Nie boi się wchodzić w nowe sytuacje i konteksty, pragnie być dostrzeżona. Jednocześnie sama zauważa, że kształt i atmosfera kolejnych miejsc prezentacji spektakli rezonuje z prezentowanym materiałem, wydobywa w nim nowe tony.

Stworzona przez zespół akcja „Teatr na leżakach” gromadzi przy kolejnych odsłonach w różnych miastach Polski setki widzów. Bywa, że w przedstawieniach uczestniczy nawet tysiąc osób, siłą rzeczy różniących się wiekiem i statusem. Zdarzało się jednak w historii zespołu, że aktorzy grali i dla kilkunastu widzów. Pijana Sypialnia funkcjonuje także w tzw. typowym obiegu festiwalowym. Organizuje Festiwal Teatralny WrzAWA. Wyrusza na gościnne występy, gra na zaproszenie zaprzyjaźnionych scen, ale ta aktywność dopełnia jedynie podstawowego obszaru, jakim jest wkraczanie z teatrem w miejsca „nieartystyczne”, przeznaczone zazwyczaj dla innego rodzaju rozrywek.

Ilość przedstawień jest świadomie ograniczona przez zespół – to cena zachowania ich wysokiej jakości. Moment premiery rozumiany jest jako pierwsza konfrontacja z widzami. Nie stanowi zwieńczenia procesu twórczego, a jedynie wyznacza nowy etap w pracy nad spektaklem.
Oryginalność działań Pijanej Sypialni polega przede wszystkim na tym, że zespół nie wymyśla nowych form czy zasad tworzenia teatru, ale wchodzi w twórczy dialog z różnymi odsłonami starej tradycji teatralnej, wbrew modom, snobizmom i stereotypowym osądom. W sposób świeży i współczesny odnosi się do tego, co może niesłusznie zapomniane zalega w teatralnych magazynach. Trafnie określany bywa jako teatr retro albo teatr vintage. A że działa w sposób niezwykle zaangażowany, pojawić się może pytanie: czy oto nie uczestniczymy w kolejnym odrodzeniu dobrze znanego z historii teatru mitu trupy teatralnej?

„Teatr rozpoczął się od grupy przyjaciół” – pisała Ariane Mnouchkine o genezie Théâtre du Soleil. Podobnie mogliby rozpocząć historię zespołu członkowie Pijanej Sypialni. Wielu z nich dla sceny porzuciło dotychczasowe zajęcia – pracę czy studia. Poszukując wolności w działaniu twórczym, nie tylko podjęli ryzyko, ale i byli gotowi zapłacić pewną cenę. Po to, by tworzyć teatr otwarty na różne przestrzenie i by móc obcować z rozmaitymi ludźmi, pozostali z wyboru zespołem wędrującym (niczym legendarny Tespis), niemal bezdomnym. Jako autodydakci uczyli i uczą się nadal, podobnie jak przez stulecia aktorzy, teatralnego fachu w praktyce, na scenie i w ramach studia zorganizowanego przy teatrze. Ich spektakle charakteryzuje rzetelność teatralnej roboty, na próbach zaś unikają „markowania”.

To poważne traktowanie pracy wiąże się pewnie z genezą zespołu. Pijana Sypialnia wywodzi się z warsztatów Stanisława Dębskiego – aktora, teatrologa, a dziś przede wszystkim reżysera. On sam deklaruje, zwracając się do aktorów: „Ja tylko pomagam, to jest wasz teatr”. Można przypuszczać, że w pracy teatralnej Dębski zajmuje raczej pozycję przewodnika i akuszera niż totalnego artysty teatru, monopolizującego przestrzenie tworzenia. Zachęca do działania i zostawia pole młodym i zdolnym współpracownikom. Jego uczniowie w przedstawieniach śpiewają, tańczą i grają na scenie, niekiedy także akompaniując na instrumentach. Łączenie kilku funkcji (nie tylko artystycznych) stanowi normę funkcjonowania w tym zespole, którego rozwój przypomina siłę działania energii jądrowej. Po czterech latach w Pijanej Sypialni pracuje już nie pięcio-, a piętnastoosobowy zespół aktorski i dziesięcioro stażystów. Przy teatrze działa również orkiestra symfoniczna. Orkiestra Pijanej Sypialni pod kierunkiem Daniela Zielińskiego nie tylko koncertuje, ale i wykonuje muzykę na żywo do przedstawień.

To, co dodatkowo wyróżnia tych twórców i co podkreśla ich styl retro, to potrzeba etosu, zarówno w pracy teatralnej, jak i w „byciu w sztuce”. W tym ansamblu ważne są tak dziś „niemodne” wartości jak służba, misja, pokora. Nawet jeśli powszechnie wiadomo, że w naturalny sposób „aktorzy mają skłonności egocentryczne […] i nikt nie chce tańczyć w trzeciej linii” – jak zauważa Sławomir Narloch, dyrektor teatru. Praca nad sztuką staje się – w takim rozumieniu, jak w przypadku teatrów laboratoryjnych – pracą nad sobą indywidualnie, ale także nad relacjami społecznymi, którą zespół podejmuje wspólnie. Bohaterem realizowanych przez niego spektakli za każdym razem jest społeczność. Przy czym nieodmiennie dawna historia staje się tylko pretekstem i trampoliną do rozmów o współczesnych problemach. Forma teatralna, ale i muzyczna, inspirowana konwencjami retro, odsłania za każdym razem nowe treści i rytmy.

Jedno jest pewne: młodzi twórcy to odważni marzyciele, którzy rzetelnością i zdeterminowanym działaniem chcą stworzyć, ni mniej, ni więcej, „najlepszy teatr we wszechświecie”. Ta utopijna, nieco pretensjonalna formuła zestawiona z zaangażowaną pracą wykonawców wyznacza konkretny kierunek działania.

Spośród form teatralnych Pijana Sypialnia w sposób szczególny odwołuje się do kabaretu i music-hallu. Nawiązanie do „kabaretu jako środowiska naturalnego awangardy” (Dobrochna Ratajczakowa) jest obecne już w nazwie zespołu. Jeden z bohaterów tekstu Fabrykant torped albo Ucieczka serca Anatola Sterna, nad którym zespół swego czasu pracował, niejaki Kicz, w rozmowach telefonicznych przedstawiał się właśnie jako „aktor teatru Pijana Sypialnia”.

Zarówno kabaret, jak i music-hall wyrosły z „osiemnastowiecznej transformacji pubów i kawiarni” i do dziś należą do sfery przeznaczonej dla mieszczańskiej rozrywki. Ich widzowie, podobnie jak widzowie Pijanej Sypialni, oglądali/ją spektakle, jedząc czy popijając. Podobnie jak w kabarecie i music-hallu, w hybrydycznych przedstawieniach warszawskiego zespołu mieszają się rozmaite formy teatralne i dramatyczno-muzyczne, pojawiają się „różne odcienie stylowo-znaczeniowe – sentymentalny, patetyczny, groteskowy, komediowy”. Twórcy bawią się formami i konwencjami. Obok komentarzy do aktualnej sytuacji społecznej (Łojdyrydy) występują elementy satyry politycznej (Wodewil warszawski) czy absurdu (Łojdyrydy). Słowa Dobrochny Ratajczakowej o kabarecie śmiało można odnieść do przedstawień w reżyserii Stanisława Dębskiego – to dowcipny „groch z kapustą”, który „bawi ludzi”, ale i „bawi się z ludźmi”. Choć w spektaklach Pijanej Sypialni nie tylko o zabawę chodzi.

Efekt sceniczny, bardziej niż z atrakcyjności formy, wynika z jakości bycia aktorów na scenie, z ich niespożytej, pulsującej energii, niemożliwej wprost do wchłonięcia przez widownię (niekiedy stającej się paradoksalnie rodzajem prowokacji czy wręcz niezamierzonego, jak sądzę, ataku na widza), z odradzania wspólnoty. To, co wydaje się najcenniejsze w propozycji zespołu, to próba stworzenia społeczności wokół teatru – na czas spektaklu, koncertu czy warsztatu zachęca widzów, by zechcieli przekroczyć stereotyp odizolowanego uczestnictwa, by poczuli się wspólnotą podobną do tej, jaką tworzą aktorzy, a w szczególnych sytuacjach, by przestali wstydzić się wspólnie śpiewać i tańczyć. Do tworzenia wspólnoty zachęcają swoją postawą przede wszystkim wykonawcy. Dla nich kontakt z widzami jest sprawą priorytetową. W działaniach Pijanej Sypialni widzowie i artyści „pozostają na wyciągnięcie ręki”. Narloch mówi o tym wprost: „To, że możemy przeglądać się w oczach widzów, kiedy gramy, sprawdzać ich reakcje, czy to, co robimy, ich dotyka, porusza, jest dla nas największą wskazówką. Robimy wszystko, aby kontakt z widzami był bliższy, staramy się uciekać od wszystkiego, co go burzy […] od kotar, wielkich widowni, scen. Jeśli mamy taką możliwość, gramy bez nagłośnienia”. Potrzeba bliskich relacji z widzami wynika z potrzeby zburzenia obrazu teatru jako miejsca pretensjonalnego i pompatycznego oraz przekroczenia wizerunku artysty jako niedostępnego celebryty. Członkowie Pijanej Sypialni chcą, by widzowie widzieli w nich ludzi, którzy rzetelnie wykonują swoje zadania, pracując wśród przyjaciół. Zajmują się teatrem podobnie, jak ogrodnicy poświęcają się sadzeniu kwiatów.

Największą inspirację artystyczną stanowi dla Pijanej Sypialni sama Warszawa. To miasto, do którego aktorzy przyjechali często z odległych stron Polski, połączyło ich i dało im szansę na spełnianie marzeń. Stąd w trzech przedstawieniach powracają wątki warszawskie. W Osmędeuszach „błędnego poety Warszawy”, jak pisano o Białoszewskim, zespół odsłonił lokalny koloryt Powązek. W Wodewilu warszawskim, opartym na dziewiętnastowiecznym tekście przedwcześnie zmarłego aktora i dramaturga Feliksa Szobera Podróż po Warszawie, twórcy Pijanej Sypialni odnaleźli na wskroś aktualną opowieść o pannach z prowincji przyjeżdżających do stolicy w poszukiwaniu bogatych mężów. Dzięki chóralnie zinstrumentalizowanym działaniom aktorów, szlagierom, takim jak Andzia z Podwala, Huśtawki czy Bal żebraków, tańcom z przedwojennych rewii oraz sekwencjom karuzeli stworzonej z ciał wykonawców, krzeseł i parasolek, powstał nostalgiczny obraz przedwojennej stolicy. W przedstawieniu został on dopełniony elementami aktualnej satyry politycznej oraz ironicznym obrazem współczesnego środowiska artystycznego i stosowanych przez nie strategii. Z kolei przedstawienie Łojdyrydy, stanowiące tylko z pozoru przykład scenicznej cepelii, odsłania gorzką prawdę o polskiej współczesności, o przywarach narodowych i wykorzenieniu, stereotypach i problemie z tożsamością, o wsi, która wystawia się na sprzedaż jako towar na rynku dóbr symbolicznych i ekonomicznych (Roch Sulima), grantozie i hipsterstwie. Spektakl kończy obraz całkowicie zatomizowanej wspólnoty, lunatycznie krążącej wokół wzniesionego ze skrzynek Pałacu Kultury i Nauki niczym wokół współczesnej wieży Babel. Tylko wWyjowisku na podstawie tekstów dziewiętnastowiecznych autorów oraz pieśni Stanisława Moniuszki i Fryderyka Chopina zabrakło warszawskich odniesień. W innych przedstawieniach praktyka artystyczna stała się dla twórców Pijanej Sypialni sposobem poznawania Warszawy, zakorzenienia się w mieście, również poprzez kształtowanie swojej tożsamości artystycznej.

Jednocześnie we wszystkich przedstawieniach zespołu odnaleźć można wyraźne aspekty metateatralne, ujawniające się także na poziomie metakomunikatów. Agata Tomasiewicz tak pisała o jednej z sekwencji spektaklu Łojdyrydy: „ W pewnym momencie […] ktoś krzyczy: »Warszawa przyjedzie nas oglądać!« […], [co] wprowadza widza w pewną konfuzję. W tym momencie nie możemy być pewni, czy zwrot odnosi się do wizyty [na wsi] hipsterów z metropolii, czy nas samych, zasiadających na widowni”.

Metateatr ujawnia się także w postaci steatralizowanej, żonglującej konwencjami rzeczywistości przedstawionej. Tworzone przez aktorów Pijanej Sypialni postaci charakterystyczne, „wywołane z ciał wykonawców” przy pomocy starannego kostiumu, wyrazistego makijażu, przemienionego głosu, zrytmizowanego gestu, w świat sceniczny przybywają wprost z innej, tajemniczej rzeczywistości. Można odnieść wrażenie, że bytują one w innym porządku i z niego wyrwane zstępują na scenę. Postaci wydobyte w jednym spektaklu przez danego aktora niejako wędrują z nim do kolejnych przedstawień. Nie oznacza to jednak, że każdy z aktorów Pijanej Sypialni nieustannie gra tę samą postać. Raczej, że wykonawcy funkcjonują wokół pewnego typu i maski. I choć Szeptucha z Łojdyrydy i Fafułowa zWodewilu warszawskiego zdecydowanie różnią się między sobą, rdzeń postaci Karoliny Lichocińskiej pozostaje podobny. Tę prawidłowość można odnieść również do innych wykonawców.

Wśród postaci zaludniających świat przedstawień Pijanej Sypialni udaje się również wskazać kilka znanych z historii teatru typów: Teosia i Sylwester z Osmędeuszy to kochankowie, Duda z Łojdyrydy jest miejscowym naiwnym. Kolejni bohaterowie z tego samego przedstawienia tworzą barwną kompanię: Szeptucha jest intrygantką, pani Jolanta sprzedająca alkohol w remizie urasta do rangi bogini, a rezolutny Jacuś to współczesne wcielenie Arlekina.

Historia Pijanej Sypialni nie zawsze była usłana różami. I choć zespół szybko odniósł ogromny sukces, równocześnie doświadczył wielu upokorzeń, upadków i chwil zwątpienia. Te stany, niełatwe przecież do zaakceptowania, a nieodłącznie związane z teatrem i z samym życiem, uwiarygodniają, moim zdaniem, drogę zespołu i czynią ją jeszcze bogatszą i ciekawszą. Nie brak problemów, ale działania, by je przezwyciężyć, często otwierają nowe i nieprzeczuwane obszary.

Po raz pierwszy spotkałam się z Teatrem Pijana Sypiania przez przypadek, pod drzwiami własnego domu. Na kolejny spektakl wybrałam się świadomie. Godzina prezentacji Wodewilu warszawskiego granego w centrum miasta podczas maratonu stołecznych imprez kulturalnych nie z winy artystów uległa przesunięciu. Gdy wychodzili na zadaszoną scenę, nad miastem zbierała się burza. Dwie trzecie widowni dotrwało do finału ponad godzinnego przedstawienia w ulewnym deszczu, pokulona pod większymi i mniejszymi parasolami. Też trochę przemokłam. Ale z przedstawienia wyszłam z przekonaniem, że praca Pijanej Sypialni posiada w sobie również pewien aspekt tego, co w zupełnie poważnych kręgach bywa określane jako „sztuka obiektywna”.

Źródło: www.teatr-pismo.pl